Okolice Karczmy..

Vincent

Bardo mi miło Jestem Raziel z królestwa płnocnych wilkow a skoro już znasz moje imie i pochodzenie czy możesz wreszcie wyjaśnić szczeguły mojej hmmmm misji ?? ??

Villemo

Vincent:
Harris: Mi również miło ale... o jaką misje chodzi? Czy może przestać pan mówić zagadkami... ?? Jestem tylko zwyczajnym leśniczym...

Vincent

hmmm człowiek którego spotkałem trzy dni temu mówił że jest tylko zwykłym kupcem po czym okazał się być wilkołakiem no ale powiedzmy że mam do ciebię zaufanie więc jeśli chodzi o "misję" to osoba o którą pytałeś powierzyła mi opiekować się Emilli hmmm no nie do końca mi ale niejakiemu
człowiekowi o imieniu Neid a ja załapałem się tam tylko przypadkiem

Villemo

Vincent:
Harris: <zdziwiony> Jak to powierzyła opiekę? Przecież jak dotąd... I dlaczego Neid... Przecież on... <mówił bez ładu i składu , co chwila urywając..>

Vincent

szczeże nie mam zielonego pojęcia ale widząc twoje przejęcie się to sprawą muszę przekazać ci smutną widomość która ci wszystko wyjaśni. Catheline nie żyje przed śmiercią powiedziała do mnie tylko "Uratuj ją.. uratuj Emilię.. Neid.." z tego co wiem był tam ktoś jeszcze ale nie zdołalem wytropić tej istoty

Villemo

Vincent:
Harris: <zdenerwowany > Nieżyje? Choleraa! Wieidziałem , że to kiedyś nadejdzie.. i Mała Emilia... Ehh.... Proszę zapomnieć o tej sprawie , dobrze? Tak będzie najlepiej... Proszę mi wierzyć... <po tych słowach mężczyzna powrócił do swoich obowiązków..>

Vincent

powiedzmy że mój północny radar wykrył po drodzę wielkie bogactwo więc jeśli chodzi o zapłatę to niech się nikt nie martwi a co do opieki wierz mi jeszcze nikt stając przeciw mnie nie wyszedł cało z walki ze mną to jak jesteś zainteresowany wynajęciem mnie za darmo ?? ??

Villemo

Vincent:
Harris: Proszę nawet tak nie mówić... Nawet pan nie wie.. < w pewnej chwili urwał... Gwałtownie wzmógł się wiatr... Na niebie pojawiły się ciemne chmury... Gdzieś w oddali można było usłyszeć jakieś dziwne odgłosy... Jakby ryk...> Wiedziałem! Wiedziałem! <powiedział zdenerwowany leśniczy, po czym zebrał swoje rzeczy i pobiegł w kierunku przeciwnym do lasu..>

Vincent

Nie uciekaj najpierw powiedz mi czy dziewczynanjest bezpieczna a potem możesz uciekać <to mówiąc spojrzał w stronę lasu i z zadowoleniem się uśmiechnoł> czyż bym miał okazję powalczyć z kimś śilniejszym iż wysłannicy

Villemo

Vincent:
Harris: <biegnąc przed siebie , odwrócił się > Proszę o tym zapomnieć! Raz na zawsze! < po chwili zniknął Ci z oczu>

Vincent

Wiał aż się za nim kurzyło i to mają być ludzie phi <czakam na to co nastanie>

Villemo

Vincent:
<ogarnia Cię dziwny, przeszywający do szpiku kości chłód... Czujesz coś w rodzaju strachu , niepewności... Niby jest spokojnie , ale jednak masz pewność że coś jest nie tak... >

Vincent

Hmmmcoś wielkiego mieża w tę stronę i to nie przeciętnie wielkiego<po czym chowam się w cień by zobaczyć z czym będę miał do czynienia>

Villemo

Vincent:
<nie widzisz nikogo , jednak słyszysz cichy szept kilku istot... "Rozmowa" odbywa się w nieznanym dla Ciebie języku.. Nie potrafisz rozróżnić słów... A może to tylko szum liści w lesie , w którego pobliżu się znajdujesz? Jest to jedna z sytuacji , w których niczego nie można być pewnym..>

Vincent

<postanowiłem zliżyć się do istot i zobaczyć czym lub kim są i podsłuchać co mówią>